Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/grafika.suwalki.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra9/ftp/grafika.suwalki.pl/paka.php on line 5
Skrzypnęło niegłośno, ale w najzupełniejszej ciszy tak wyraźnie, że świętokradczyni

Skrzypnęło niegłośno, ale w najzupełniejszej ciszy tak wyraźnie, że świętokradczyni

  • Ernestyna

Skrzypnęło niegłośno, ale w najzupełniejszej ciszy tak wyraźnie, że świętokradczyni

22 April 2021 by Ernestyna

zadrżała. Zatrzymała się jednak tylko na mgnienie oka, znów pociągnęła za kółko. Za drzwiami było ciemno. Nie była to taka ciemność jak na zewnątrz, przeniknięta srebrzystym światłem, ale prawdziwa, kompletna, pachnąca stęchlizną i jeszcze czymś dziwnym – ni to woskiem, ni to myszami, ni to starym drewnem. A może nagromadzonym przez wieki kurzem? Kiedy zwiadowczyni zrobiła krok do przodu i zamknęła za sobą drzwi, świat Boży jakby zniknął, pochłonięty przez ciemność i ciszę, i poza dziwnym zapachem niczym o sobie nie przypominał. Polina Andriejewna postała, powęszyła. Zaczekała, czy oczy nie przywykną do ciemności. Nie przywykły – widać światło nie przenikało tu wcale, nawet najmniejsze. Wyjęła z sakwojażu zapałki, potarła, zapaliła świeczkę. W głąb wzgórza prowadziła dość szeroka galeria, której sklepienie ginęło w mroku. Ściany były guzowate, białawe, wyłożone ni to jakimiś wapiennymi bryłami, ni to wapieniem muszlowym. Pani Lisicyna podniosła świecę wyżej i krzyknęła. Miała powód. Nie były to żadne bryły, tylko ułożeni jeden na drugim zmarli, tworzący sag wyższy od wzrostu człowieka. Nie szkielety, lecz wyschnięte ze starości trupy, obciągnięte skórą mumie z zapadłymi powiekami i ustami, rękoma pobożnie złożonymi na piersi. Zobaczywszy kościste palce leżącego na wierzchu nieboszczyka, z długimi, zagiętymi paznokciami, Polina Andriejewna jęknęła z cicha. Strach! Chciała szybciej minąć przerażające miejsce, ale gdzie tam! Szeregi nieboszczyków ciągnęły się i ciągnęły, były ich tu setki. Ci bliżej wejścia leżeli prawie goli, ledwie przysłonięci zetlałymi strzępami ubrania – widocznie tych złożono w grobowcu najdawniej. Potem ściany stopniowo poczerniały od lepiej zachowanych całunów pustelników. Ale wszystkie kaptury, zakrywające twarze świętych starców za życia, były rozcięte i panią Lisicynę uderzyło zadziwiające podobieństwo tych martwych głów: z gładkimi czaszkami, bez brwi, bez wąsów, bez bród, nawet bez rzęs, sprawiedliwi wyglądali jak rodzeni bracia. Gdy dokonała tego odkrycia, strach, który sprawiał, że chciała odwrócić się i uciec – uciekać ile sił w nogach z tego królestwa śmierci – nagle minął. Przecież to żadne królestwo śmierci – powiedziała sobie – to bramy raju. Rodzaj szatni, gdzie jasne dusze zostawiają wierzchnie odzienie, nim wejdą do świetlistego pałacu. To jest to odzienie, już im niepotrzebne. Leży i rozpada się. A nawet nie bardzo się rozpada – pomyślała wzmocniona na duchu śledcza. Przecież te ciała należały nie do prostych ludzi, tylko do świętych starców. Dlatego nie ulegają rozkładowi. Tu właściwie wszystko powinno być martwotą, śmierdzieć rozkładem, a tymczasem jeśli coś się nawet rozłożyło, to chyba tylko Czas. Tak, to jest ten zapach: zapach rozkładającego się Czasu. Szła dalej między ułożonymi z trupów ścianami i nie bała się już niczego. A potem mumie się skończyły. Z lewej strony Polina Andriejewna ujrzała gołą kamienną ścianę, z prawej rząd nieboszczyków był niepełny: zaledwie trzy ciała leżały jedno na drugim. Pochyliła się nad górnym, zobaczyła, że ten człowiek umarł niedawno. Między fałdami rozciętego kaptura bielała łysa czaszka; naga, pomarszczona twarz wydawała się nie martwa, lecz śpiąca. Starzec Teognost. Tydzień temu ducha wyzionął, a zgnilizną go nie czuć. A może tu, w pieczarze, skład powietrza jest jakiś szczególny? Tę ostatnią myśl, bluźnierczą i niewątpliwie podpowiedzianą przez wiecznie wątpiącego wroga rodzaju ludzkiego, pani Polina zdecydowanie odrzuciła. Starzec jest święty, dlatego nie gnije. Galeria, wznosząc się powoli, wiodła dalej, w kompletną ciemność. I stamtąd, z samego wnętrza wzgórza, dobiegł nagle ledwie słyszalny dźwięk, niepokojący i jakoś straszliwie nieprzyjemny, jakby gdzieś daleko ktoś miarowo drapał żelaznym pazurem po szkle. Pani Lisicyna zjeżyła się. Zrobiła kilka kroków do przodu – dźwięk ucichł. Przesłyszała się? Nie. Po chwili pazur znów wziął się do roboty. Serce drgnęło: nietoperze! Boże, skrzep duszę, obroń od głupich babskich strachów. Myślałby kto – nietoperze! Nie ma w nich niczego niebezpiecznego. A że krew wysysają, to nieprawda, dziecinne wymysły.

Posted in: Bez kategorii Tagged: na którym palcu nosić pierścionek, małe psy które nie rosną, malowanie eyelinerem,

Najczęściej czytane:

18 - Co się stało? - zapytał chyba ktoś inny jego głosem; ciało chirurga funkcjonowało automatycznie, popychając leżankę w ... [Read more...]

fakt, że pozostawała samotna, otwierał szerzej portfele donatorów

Jeśli zaczęłaby bywać na imprezach z mężczyznami, i to - nie daj Boże - różnymi, ludzie mogliby pomyśleć, że poświęca teraz więcej czasu własnym sprawom niż organizacji. Kiedy praca polega na ... [Read more...]

- Chyba chciałabyś odwiedzić toaletę - powiedział, a ona

uświadomiła sobie, że owszem, chciałaby Łazienka, w której Milla nagle się znalazła, była wyłożona zielonymi i szarymi kafelkami. Diaz wyszedł, zamykając za sobą ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 grafika.suwalki.pl

WordPress Theme by ThemeTaste