-Tak, księżniczko, jestem tu. Śpij.
Kelly przewróciła się na drugi bok. Richard przykrył jej drobne ramionka. Położył dłoń na jednym z nich. - Tatuś cię kocha - wyszeptał. A ona poklepała go przez sen po ręce. Na chwilę zesztywniał. Miał głębokie blizny na nadgarstkach. Lecz dziecko już z powrotem zapadło w głęboki sen. Bał się, że Laura wyjrzy z pokoju i go zobaczy. Zastanawiał się, czy nie wrócić do siebie ukrytym przejściem. Jednak gniew zwyciężył. Do licha, to jego dom! Wyszedł z pokoju. Zbliżał się właśnie do schodów prowadzących na drugie piętro, gdy otworzyły się drzwi pokoju Laury, a ona sama wypadła ze środka. Przyspieszył kroku. Wiedział, że potrzebowała chwili, by jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności. - Blackthorne? - zawołała cicho. Jego zmysły natychmiast wychwyciły jej zapach, słodki i mocny, przenikający przez jego skórę. Zatrzymał się. - Nie zwracam na ciebie uwagi. Idę stąd. Nie widzisz? - Próbował ją minąć. -Ciszej. - Zbliżyła się do niego. - Oczywiście, oczywiście. Obrócił się na pięcie. -Ani kroku dalej! - Bo co? Zwolnisz mnie? - zapytała. Dobrze wiedziała, że Richard nie może tego zrobić. -Są inne sposoby, żeby trzymać cię na dystans - powiedział. Zignorowała jego słowa i podchodziła coraz bliżej. -Na przykład, jakie? -Wystarczy, że pokażę ci część mojej twarzy. - Masz o mnie złe zdanie - wyszeptała, wpatrując się w cień, w którym się skrył. Zrobił krok w jej kierunku. Znalazł się niebezpiecznie blisko. Czuła nawet ciepło promieniujące z jego ciała. Prawie się na niego osunęła. Pożądanie było tak silne, jej ciało go wzywało, jakby znała go w innym życiu, w innym czasie, i teraz chciała poznać znowu. Lecz nie mogła. Stał przed nią człowiek, który wykorzystywał jej wygląd jako broń przeciwko niej, który z tego materiału budował barierę między sobą a córką. - Patrzę na twoją nieskazitelną twarz - powiedział. -I czuję każdą swoją bliznę, każdą ranę, jakbym otrzymał je wczoraj. - Zniżył głos. - A potem słyszę, jak przyspiesza się twój od dech, gdy jestem blisko, jak twoje ciało tętni, tak jak teraz, a ja przy tobie... Słowa wyniknęły się jej, zanim zdążyła je stłumić: - Czujesz się jak mężczyzna, a nie jak pustelnik. Zamarł. Poczuła się tak, jakby na jej kościach zaciskało się imadło. Chciała go dotknąć. - Richardzie. Tego już nie zniósł. Gwałtownie obrócił się na pięcie i poszedł na górę, do swojej samotni. Drzwi trzasnęły w ciemnościach jak salwa armatnia. Laura wzdrygnęła się i oparła o ścianę. Schowała twarz w dłoniach. Zrobiła to! Teraz on już nigdy nie wyjdzie na światło dziennie.